Żyjesz w związku nieformalnym z ukochanym mężczyzną? Jesteś szczęśliwa i liczy się tylko to, iż jesteś z ukochanym. To super i mam nadzieję, że tak będzie już zawsze. Jesteś zakochana i pełna optymizmu i nie dopuszczasz do siebie myśli, że “coś mogłoby się stać”. Zapewne nic się nie stanie, ale…
życie pisze różne scenariusze. Pewnie czasem czytałaś artykuły w prasie dla kobiet, oglądałaś programy w telewizji, słyszałaś od koleżanek historie dosłownie “mrożące krew w żyłach”. (nie, to blog o prawie cywilnym, nie karnym, nic bardzo brutalnego się nie wydarzy)
Zakładasz, że zawsze będziecie razem, bo łączy Was coś więcej niż “papierek”. Pewnie tak będzie. Nie jest teraz moją intencją przekonywanie Cię do sformalizowania związku czy dyskutowanie o wyższości związku partnerskiego nad małżeństwem (tudzież małżeństwa nad związkiem partnerskim) Wiem, ile małżeństw się rozpada i nawet prowadziłam całkiem sporo spraw o rozwód i alimenty, tak więc wiem jak jest.
Rozumiem, iż planujecie ślub, tylko jeszcze nie teraz, a kiedyś. Rozumiem też, iż ślubu nie planujecie bo któreś z Was ma złe doświadczenia albo po prostu uważacie, że dobrze jest tak jak jest teraz. I tak, jesteście dorośli, macie do tego prawo.
Tylko… czy wiesz czyją własnością jest mieszkanie, w którym mieszkacie (mieszkanie, dom, samochód, cenne ruchomości…)? To na pewno wiesz. A czy pamiętasz, że jako partnerka/konkubina/narzeczona nie jesteś spadkobiercą ustawowym po mężczyźnie, z którym dzielisz życie? Wiesz, kto jest jego spadkobiercą ustawowym? Jego rodzice, rodzeństwo, dzieci rodzeństwa? (zakładam, iż nie macie wspólnych dzieci)
A może… może on ma małoletnie dziecko z poprzedniego małżeństwa czy innego związku?
Może mieszkanie jest jego własnością, a może planując dzielić życie “na dobre i złe” kupiliście mieszkanie “pół-na-pół”? I razem mieszkanie wyremontowaliście, a Ty włożyłaś w ten lokal (jego lub wasz wspólny) wszystkie pieniądze, które zarobiłaś lub dostałaś w spadku po babci.
Tak czy inaczej: prawdopodobnie nie chciałabyś, aby “w razie czego” okazało się, iż jesteś współwłaścicielką mieszkania – w sytuacji gdy kupiliście je wspólnie … z jego nastoletnim (kilkuletnim) dzieckiem, które w każdej sprawie będzie reprezentowane przez jego matkę (a zarazem byłą żonę czy narzeczoną Twojego Misia)
Może żadnych dzieci Twój Jedyny nie ma, ale wiesz że bycie współwłaścicielką czegokolwiek z jego rodzicami (jego matką) byłoby jeszcze gorsze, niż z jego dzieckiem.
Chociaż czy gorsze?
Jego matka (tak Twoja “prawie-teściowa”) jest przynajmniej dorosła, może i za Tobą jakoś specjalnie nigdy nie przepadała, ale przynajmniej jest dorosła i nie potrzebuje zgody sądu rodzinnego aby stanowiącą jej własność nieruchomość (udział w nieruchomości) sprzedać czy podarować…
A w przypadku dziecka? Jak tego nie wiedziałaś, to już się pewnie domyślasz. Dziecko nie może sprzedać nieruchomości/ udziału w nieruchomości ot tak sobie, nie wystarczy też, iż zgodzi się jego matka. Aby w takiej sytuacji nieruchomość można było sprzedać potrzebna będzie zgoda sądu (a jak wiesz sprawy w sądach trwają raczej długo).
Całkiem niewesoła perspektywa, prawda?
A co jeśli on prowadzi firmę, a uzyskiwany dochód jest podstawowym źródłem Waszego utrzymania?
Pamiętam taką właśnie sytuację, gdy on prowadził firmę, a jego narzeczona w tej firmie pracowała na etacie.
Wyobrażasz sobie pewnie, że sytuacja tej pani stała się nagle dość niekorzystna?
(tak,niestety kredyty nie spłacają się same, a mieszkania nie sprzedasz, gdy nie jesteś jego jedyną właścicielką)
Takich pytań można zadawać jeszcze wiele.
Nie piszę tego, aby Cię przestraszyć.
Po prostu zastanów się “co by było gdyby”. Wiem że jesteś rozsądna i zależy Ci na swojej przyszłości.
A jak się spokojnie zastanowisz, to wyciągnij wnioski i zacznij działać.
Ania
22 lutego 2018 @ 22:41
Bardzo ważny list, powinien dotrzeć do wszystkich żyjących w nieformalnych związkach. Też długo uważałam, że ślub to do niczego niepotrzebny papierek, jednak życie zweryfikowało mój pogląd i okazało się, że parę lat tkwiłam w błędzie, za który teraz trzeba zapłacić.